Jak znaleźć szczęście w życiu? Niezawodna instrukcja | Fot. Abaren
W pewnej wiosce mieszkał tajemniczy mężczyzna. Każdy go znał, choć opowiadano o nim z lekkim brzmieniem trwogi w głosie. Można się zastanawiać, cóż niepokojącego jest w mężczyźnie żyjącym w małej drewnianej chatce. Gdy więc zawitałem w tamte strony ubiegłego lata, szybko poczułem palące zainteresowanie.
Przyjechałem na kilka dni, by wykonać serię fotografii pobliskich lasów i morskich fal walczących niestrudzenie z lądem. Lecz oto stała się rzecz niesłychana. Zamiast wędrować bezdrożami w poszukiwaniu idealnych kadrów, skupiłem swoją uwagę na słuchaniu opowieści o starym mężczyźnie, który od kilkudziesięciu lat mieszkał na skraju wioski.
Cóż było w nim tak niezwykłego? Otóż mawiano, że był nieśmiertelnym mędrcem. Niektórzy określali go nawet mianem człowieka oświeconego, potrafiącego czynić cuda. Nosił staropolskie imię Dalewin oznaczające osobę, której wuj znajduje się gdzieś daleko. Nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie, ale od razu wydało mi się zastanawiające. Kto w dzisiejszych czasach nadaje dzieciom tak starożytne imiona?
Wiedziony ciekawością starałem się zaczerpnąć więcej informacji. Na szczęście właściciel gospodarstwa agroturystycznego, w którym zamieszkałem, okazał się niezwykle rozmownym facetem. Chwała mu za to!
Dowiedziałem się, że Dalewin był stary. Nikt nie potrafił określić, jak bardzo. Wiadomo było tylko tyle, że w wiosce przebywał od prawie czterdziestu lat i przez cały ten czas nie zmienił się ani na jotę. Najstarsi mieszkańcy pamiętają jego przybycie, choć nie wydarzyło się wówczas nic niezwykłego. Powiadają jedynie, że nie wyglądał wówczas ani trochę młodziej.
Kolejny zastanawiający element układanki to trzy wypadki, jakim uległ Dalewin. Były na tyle poważne, że powinny pozbawić go życia. Tak się jednak nie stało.
Za pierwszym razem – jakieś dwadzieścia lat temu – stary mężczyzna spadł z pobliskiej wieży, będącej częścią ruin średniowiecznego zamku. Dalewina znaleziono u jej podnóża, nieprzytomnego i mocno poobijanego. Zabrano go do szpitala, ale bardzo szybko został wypisany do domu. Okazało się, że żadna kość nie została złamana. To cud, mówili lekarze, spaść z takiej wysokości i nic sobie nie pogruchotać.
Drugi wypadek miał miejsce nad rzeką. Jacyś turyści jechali zbyt szybko samochodem, nie wyrobili na zakręcie i potrącili Dalewina. Przyjechała karetka, sanitariusze uznali poszkodowanego za zmarłego i odstawili jego zwłoki do kostnicy. Kilka dni później Dalewin pojawił się z powrotem w swoim domu, jakby nic się nie wydarzyło.
Trzeci dający do myślenia wypadek to uderzenie pioruna. Oczywiście Dalewin przeżył i tym razem.
Nic dziwnego, że jego osoba budziła tak wielkie emocje. Mężczyzna nie starzał się, a jego ciało zdawało się posiadać zadziwiającą moc regeneracji tkanek, rodem z komiksów o superbohaterach.
To nie wszystko. Nie tylko ciało Dalewina było nietypowe. Również jego umysł działał na innych zasadach. Można powiedzieć, że był po prostu szalony, gdyby nie fakt, iż wiele jego wypowiedzi postrzegano jako ponadczasową mądrość. Ludzie chodzili do niego po poradę, a nawet błogosławieństwo. Co ciekawe, wizyta u Dalewina zazwyczaj niosła w konsekwencji szczęście i powodzenie. Ktoś nawet wygrał większą kwotę na loterii, zasięgnąwszy porady na temat typowania liczb.
Czy w obliczu tych wszystkich faktów można się dziwić mojemu zainteresowaniu? Podniecony jak małe dziecko zapragnąłem poznać tajemniczego mieszkańca wioski.
Trzeciego dnia pobytu, zjadłszy śniadanie, udałem się we wskazanym przez mojego gospodarza kierunku. Dom Dalewina nie wyglądał zbyt okazale. Zwykły budynek pomalowany na biało, ze spadzistym daszkiem. Gdybym nie wiedział, kto tu mieszka, minąłbym domek, nie poświęciwszy mu zbytniej uwagi. Nawet na fotografię się nie nadawał.
Sam Dalewin siedział na werandzie i rozmawiał z jakąś kobietą. Nie chciałem im przeszkadzać, więc pokręciłem się w pobliżu, robiąc zdjęcia co ciekawszym roślinom. Tak się w swojej pracy zatraciłem, że nawet nie zauważyłem, kiedy kobieta sobie poszła. Teraz moja kolej – pomyślałem, po czym prędko podszedłem do starca.
Przywitałem się uprzejmie i poprosiłem o chwilę rozmowy. Mężczyzna uśmiechnął się zapraszająco, wskazując gestem dłoni miejsce na ławce, na której sam siedział.
Zaczęliśmy rozmawiać o błahych sprawach. O celu mojej wizyty w wiosce, o aktualnej sytuacji w kraju, o pogodzie. Nic nieznaczące dla mnie w tej chwili tematy. W końcu nie wytrzymałem i zapytałem o plotki na temat rzekomej nieśmiertelności mężczyzny.
Roześmiał się.
– Zastanawiałem się, kiedy pan o to zapyta – powiedział rześko.
– Wiedział pan, dlaczego tutaj przyszedłem?
– Oczywiście. Wielu turystów do mnie przychodzi – zachichotał. – Nasłuchają się opowieści w wiosce i zaraz chcą poznać mój sekret.
– A ma pan jakiś sekret?
Starałem się, by to pytanie zabrzmiało możliwie jak najbardziej niewinnie.
– Jasne, że mam. Cały worek sekretów.
Pauza. Uśmiechnięty Dalewin zamilkł, ale nie wydawał się zniesmaczony naszą rozmową. Poszedłem więc za ciosem:
– Czy zdradzi mi pan sekret nieśmiertelności?
– Dlaczego miałbym ci go zdradzić?
Zauważyłem głupio, że starzec zaczął się do mnie zwracać na ty. Nic wielkiego, ale poczułem, jakbyśmy weszli na zupełnie nowy poziom rozmowy. Problem w tym, że nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przyszedłem do obcego człowieka i proszę go o coś tak dziwnego, że jeszcze wczoraj sam bym siebie wyśmiał. Nieśmiertelność? To przecież bajka. A nawet jeśli jest prawdą, kimże jestem, by prosić kogoś o wyjawienie tak potężnej tajemnicy?
– Myślisz, że ktoś może żyć wiecznie – podjął Dalewin – skoro nawet wszechświat ma swój cykl życia i śmierci?
– Chce pan powiedzieć, że wszechświat jest śmiertelny?
– Wszechświat powstał kilkanaście miliardów lat temu – odparł – a kiedyś przestanie istnieć. Co się narodziło, musi umrzeć. Takie są zasady. Nic nie może istnieć wiecznie. Przynajmniej nie w takiej samej formie. Każda istniejąca rzecz podlega ciągłym zmianom, które w głównej mierze polegają na prostym następstwie narodzin i śmierci.
– OK – wymamrotałem niepewnie – ale podobno pan mieszka tutaj już czterdzieści lat i w ogóle się nie starzeje. Być może nie jest pan nieśmiertelny, ale długowieczny czy coś w tym rodzaju.
– To by było jakieś wyjaśnienie, prawda?
Starzec uśmiechał się, jakby ktoś opowiedział mu dowcip. Nie mogłem go rozgryźć. Czy przyznaje się do nieśmiertelności, czy nie? Przecież może mieć około setki. Przez kilka dekad nie zmieniłby się więc zanadto. Ludzie widzą, co chcą widzieć. Jeśli wierzą w jakieś bzdury, z pewnością podświadomie kreują wokół siebie rzeczywistość w taki sposób, by ich wiarę potwierdzała.
– Podobno czyni pan cuda – podjąłem temat z nieco innej strony, mając nadzieję, że dowiem się czegoś użytecznego.
– Podobno... – Dalewin zawiesił głos. – Tak mawiają.
– To prawda?
– Ludzie przychodzą do mnie po radę lub błogosławieństwo – odpowiedział. – A potem przytrafiają się im różne rzeczy, zazwyczaj dobre. Utrzymują więc, że to moja zasługa. W rzeczywistości to ich wiara czyni cuda. Zawsze jest tak samo. Żaden mędrzec nigdy nie czynił cudów. Jeśli bowiem jest prawdziwym mędrcem, wie, że magiczne sztuczki, takie jak uzdrawianie lub rozmnażanie jedzenia czy pieniędzy, niczemu nie służą. Tylko zamydlają oczy i czynią z ludzi ślepców. A często również głupców.
Miałem pustkę w głowie, więc nic nie mówiłem.
– Jeśli szukasz cudów, nie znajdziesz ich u mnie. One są w tobie. Zajrzyj do swojego wnętrza, a znajdziesz wszystko, co jest potrzebne do osiągnięcia szczęścia.
– Tylko jak to zrobić? – zapytałem lekko zirytowany. Takich frazesów nasłuchałem się w życiu już sporo.
– Jeśli chcesz się dowiedzieć – powiedział z pełną powagą Dalewin – będziesz musiał wykonać bardzo trudne zadanie. A właściwie trzy zadania.
– Jestem gotów – rzekłem bez wahania. – Co mam zrobić?
Starzec wpatrywał się we mnie przez chwilę, jakby rozważając moje szanse na osiągnięcie celu. A może widział we mnie coś szczególnego, wartego wsparcia i rozwijania?
– Przyjdź do mnie jutro o świcie – powiedział w końcu.
Po tych słowach wstał i wszedł do chaty, zostawiając mnie samego. Biłem się z myślami, lecz nie pozostało mi nic innego, jak wykonać polecenie.
Oczywiście miałem tego wieczora problemy z zaśnięciem. Cały czas się zastanawiałem nad dziwnym człowiekiem o jeszcze dziwniejszym imieniu. Czy mógł zdradzić mi tajemnicę szczęścia? Przecież to wydaje się niedorzeczne. A jednak miałem nadzieję. Być może to wszystko jest żartem przygotowanym ku uciesze miejscowych. Chcą się zabawić kosztem turystów i wymyślili sobie całą tę maskaradę. Jutro dowiem się, że jestem w ukrytej kamerze, albo wyleją na mnie kubeł zimnej wody, jak tylko przekroczę próg chaty.
Takie i inne myśli kłębiły się w mojej głowie, aż nadeszła pora, by wstać z łóżka. Kiedy zadzwonił budzik, ja już kończyłem się ubierać. Wyskoczyłem ze swojego pokoju i pognałem, jakbym gonił za jakimś skarbem. W ciemności rozlegały się ciche pochrapywania innych gości i samych gospodarzy. Wszyscy spali.
Do chaty Dalewina dotarłem na czas. Zapukałem, ale nie było odpowiedzi. Zapukałem jeszcze raz i odczekałem kilka niemiłosiernie długich chwil. Cisza. Nacisnąłem ostrożnie klamkę i okazało się, że drzwi są otwarte.
Nie wszedłem do środka. Zawołałem właściciela po imieniu. Potem jeszcze raz. Nadal nie było reakcji. Pchnąłem więc drzwi. Nie chciałem od razu wchodzić, ponieważ na krawędzi umysłu majaczyło widmo spadającego wiadra z wodą. Ale nic nie spadło.
Z bijącym sercem wszedłem więc do środka. To nie jest włamanie, ponieważ zostałem zaproszony. Nie ma się czego obawiać, powtarzałem sobie w duchu. Nikt mnie nie aresztuje za wtargnięcie.
Wymacałem ręką włącznik światła i ciemności rozpierzchły się po kątach. Moim oczom ukazał się niewielki pokój. Na oko było to jedyne pomieszczenie w budynku. Ciekawe, gdzie ten facet załatwiał potrzeby fizjologiczne, skoro nie było tutaj łazienki.
Rozejrzałem się dookoła, ale nie znalazłem właściciela chaty. Nie znalazłem niczego szczególnie interesującego w pomieszczeniu. Kilka zwyczajnych przedmiotów codziennego użytku. Nudy. Żadnych sekretów czy czegoś, co wydawałoby się magiczne lub choć w najmniejszym stopniu mistyczne.
Może Dalewin gdzieś wyszedł i za chwilę wróci? Postanowiłem poczekać na niego, więc usiadłem na jedynym krześle znajdującym się w izbie. W tym momencie zauważyłem leżącą na stole kopertę. Widniało na niej moje imię.
Czyżby to było do mnie? Drżącymi dłońmi ująłem list i przeczytałem go.
Przyjacielu, jeśli to czytasz, znaczy, że przyszedłeś o świcie, jak prosiłem, i jesteś zdecydowany poznać tajemnicę szczęścia. Droga do niego wiodąca nie jest łatwa, ale to cię nie zniechęci.
Aby osiągnąć to, czego pragniesz, musisz wykonać trzy zadania. Oto one:
Zadanie nr 1: pokonaj armię broniącą tego świata. Jej wojownicy są liczni jak mrówki w mrowisku. To emocje, przekonania, wierzenia i wiele innych przeszkód stojących na drodze do poznania prawdy. Znajdują się w tobie i wszystkich ludziach.
Zadanie nr 2: odnajdź gałązkę najpiękniejszego drzewa na świecie. Zaopiekuj się nią i wyhoduj zeń dorodne drzewo. Jego owoce ofiaruj każdemu, kto tylko poprosi. Nie pobieraj opłat, nie żądaj zadośćuczynienia.
Zadanie nr 3: kiedy wykonasz dwa pierwsze zadania, staniesz się mędrcem zdolnym wzlecieć pod niebiosa niczym ptak. Staniesz się płomieniem rozświetlającym mroki nocy, lecz to nadal ledwie połowa drogi. Ostatnie zadanie polega na zapisaniu się w sercach i umysłach innych ludzi. Możesz to zrobić w dowolny sposób. Sam zdecyduj.
To tyle. Trzy zadania. Zajmą ci sporo czasu, ale jeśli wykonasz je dobrze, osiągniesz swój cel. Będziesz szczęśliwy, a być może nawet oświecony.
Muszę cię jednak przestrzec. Najprawdopodobniej zostaniesz uznany za ekscentryka lub szaleńca. Nie będzie ci łatwo, ale nie przejmuj się tym. To bez znaczenia. Zresztą, i tak postradasz zmysły, wykonując wszystkie trzy zadania. Bo widzisz, jest tylko jeden sposób, by osiągnąć prawdziwe szczęście. Trzeba oszaleć.
Żegnaj, Dalewin
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej bloga o sztuce.
Autor: Wojciech Zieliński
Spędzam sporo czasu na czytaniu o filozofii i psychologii, choć w rzeczywistości po prostu szukam pretekstu, żeby uniknąć zmywania kubków po kawie.
Zawsze chciałem pisać o rzeczach poruszających mnie osobiście. Największą frajdę mam wtedy, gdy mogę zgłębić jakiś fascynujący temat. Zwłaszcza że trzeba się nieźle napracować, by dojść do czegoś sensownego. A kiedy już dochodzę (tylko bez skojarzeń), chętnie dzielę się tym w Internecie. Z nadzieją, że komuś moje słowa pomogą...
Ta strona została znaleziona m. in. przez następujące frazy: jak znaleźć szczęście, jak znaleźć szczęście instrukcja, jak odnaleźć szczęście w miłości, jak odnaleźć szczęście, szczęście w życiu, jak znaleźć swoje szczęście, osiągnąć szczęście, jak osiągnąć szczęście, jak być szczęśliwym, jak żyć żeby osiągnąć szczęście.