Poziom czytelnictwa

Słów kilka o poziomie czytelnictwa – głównie mojego | Fot. Gaman Alice

Porażka? W zeszłym roku nie przeczytałem ani jednej książki

Czy to może być prawda? Aż tak nisko upadłem? Czy ja również przyczyniłem się do ogólnego spadku poziomu czytelnictwa w Polsce? Dzisiaj uświadomiłem sobie smutną prawdę o własnej kondycji intelektualnej.

Dawno, dawno temu – wcale nie za górami i lasami – rozpocząłem osobliwą tradycję zapisywania wszystkich przeczytanych przez siebie książek. Po raz pierwszy wpadłem na ten pomysł jeszcze w liceum. Czytałem wówczas naprawdę dużo. Każdą wolną chwilę chwytałem chciwie i wyciskałem do ostatniej literackiej kropli. Znaczy, eee... że prawie cały czas coś czytałem.

Czytanie książek tak bardzo mnie pochłonęło, że zacząłem odczuwać potrzebę usystematyzowania swojej pasji. Powstała więc lista – najpierw w zeszycie, później w arkuszu kalkulacyjnym, którego używam do dzisiaj.

Lata mijały, a ja cały czas uzupełniałem te swoje śliczne tabelki. Początkowo notowałem tylko tytuł, ale szybko pojawiły się kolejne parametry: autor, cykl (jeśli dotyczy), data zakończenia lektury, gatunek oraz moja ocena i dodatkowe uwagi. Książek było dużo, choć z każdym rokiem nieco mniej. I tak aż do teraz.

Co się stało z czytaniem książek?

Każdego roku robię sobie małe podsumowanie. Dzięki temu wiem, ile czytam. Mogę też zaplanować swoje dalsze czytelnicze losy. Na 2019 rok mam już przygotowaną listę kilkudziesięciu tytułów i konsekwentnie będę je zaliczał. Tylko bez skojarzeń, proszę.

Jeśli chodzi o podsumowanie 2018 roku, w pierwszej chwili byłem całkiem zadowolony. Siedziałem przed komputerem nie dalej jak wczoraj i wpatrywałem się z zachwytem w listę cudownych książek, które przeczytałem. Ale, ale... zaraz. Czy ja wcześniej nie przyznałem się do czegoś całkowicie przeciwnego?

W tytule tego artykułu stoi jak byk: W zeszłym roku nie przeczytałem ani jednej książki. Tak, to prawda. Jednak na mojej liście jest całkiem sporo pozycji. Jak to możliwe? Otóż okazuje się, że każda z przeczytanych przeze mnie książek to e-book lub audiobook. Ani jednej drukowanej książki, czyli tego, co tygryski (czytelnicy) lubią najbardziej.

Książka elektroniczna to przecież też książka – powiesz z politowaniem w głosie. Niby tak. Ale jednak jest – a przynajmniej wydaje się – jakaś taka lżejsza, łatwiejsza w odbiorze. A jeśli człowiek zdecyduje się na audiobooka, to zupełnie nie musi się wysilać intelektualnie. Po prostu słucha lektora, w międzyczasie myjąc naczynia, wyprowadzając psa na spacer, krojąc warzywa na obiad etc. Wielozadaniowość pełną gębą.

Czy jednak można to jeszcze nazwać czytelnictwem? Z zakwalifikowaniem e-booka nie ma problemu. Ale z audiobookiem jest inaczej. W dodatku dużo czasu poświęciłem na czytanie artykułów – w Internecie i prasie branżowej. To też jest przecież lektura, prawda?

Jak widać, coś jednak czytam.

Poziom czytelnictwa w Polsce

Biblioteka Narodowa podała jakiś czas temu, że w Pięknym Kraju Zwanym Polską co najmniej jedną książkę w ciągu roku przeczytało 38% moich rodaków (dane za rok 2017 – ciekawe, jak było później). Niezły wynik, ktoś powie. Ktoś inny – wręcz przeciwnie, będzie załamywał ręce nad ubóstwem intelektualnym współcześnie żyjących ludzi.

A ja powiem (napiszę) coś jeszcze innego. Być może bulwersującego, być może kompletnie bzdurnego – ale w moim odczuciu prawdziwego. Otóż badanie poziomu czytelnictwa w oparciu o ilość przeczytanych książek jest niewłaściwe w odniesieniu do współczesności.

Bo fakty są takie, że jeszcze nigdy w (znanej nam) historii ludzkości nie czytano tak dużo jak obecnie. Poziom czytelnictwa jest najwyższy, odkąd pierwsza małpa zeszła z drzewa (lub Adam wyprowadził się z Raju – wersja dla osób wierzących).

Czytamy dużo, często i przy prawie każdej okazji. Co prawda poziom konsumowanych treści jest różny, ale bądźmy szczerzy – książki też nie zawsze prezentują wysoki poziom. W księgarniach półki uginają się od pozycji płytkich i bezsensownych. Dobrze napisany tekst na bloga może okazać się bardziej wartościowy.

Posłużę się przykładem, by zobrazować, o co mi chodzi.

Przedstawiam Zosię i Stefana. Niech będzie to rodzeństwo o podobnym wykształceniu, wychowaniu etc. Dzięki temu zmniejszymy ilość zmiennych i uprościmy przykład.

Zosia jest miłośniczką romansów. Czyta około 6 książek w miesiącu, co daje 72 pozycje na jedno okrążenie Ziemi wokół Słońca. Całkiem niezły wynik, prawda? Zosia jest więc bardzo oczytana.

Ze Stefanem jest inaczej. Nie przeczytał w ostatnim roku ani jednej książki. Swój wolny czas poświęca na czytanie prasy naukowej – interesuje go fizyka, nauki społeczne i psychologia. W przeliczeniu na ilość czytanych słów w miesiącu nie ustępuje Zosi. Ale nie przeczytał ani jednej książki! Cholernie niski poziom czytelnictwa, prawda? Wstyd.

Czy aby na pewno? Które z powyższej dwójki czyta teksty bardziej wartościowe z merytorycznego punktu widzenia? Kto jest (tak naprawdę) bardziej oczytany?

Nie mam zamiaru obrażać miłośników romansów. Bynajmniej. Sam lubię wątki miłosne w powieściach. Wręcz uwielbiam i często uważam je za najbardziej emocjonujące elementy historii. Nie ulega jednak wątpliwości, że tekst naukowy (lub popularnonaukowy) przekazuje znacznie więcej rzetelnych informacji. Dla wielu osób będzie więc bardziej wartościowy z punktu widzenia rozwoju intelektualnego.

Kiedy chcemy badać poziom czytelnictwa, nie powinniśmy ograniczać się do liczenia przeczytanych książek, ponieważ to nie jest do końca miarodajne. Człowiek, który nie czyta wielu książek, może być całkiem poważnym czytelnikiem.

A jak jest w moim przypadku?

Przyznaję, że w ostatnim roku poszedłem na łatwiznę. Wszystkie powieści odpalałem sobie w formie mp3. Wszystkie! Jedyne, co czytałem własnymi oczami (choć na ekranie monitora), to książki popularnonaukowe, bez których życia sobie nie wyobrażam. Niestety, nie było tego zbyt dużo. Mniej niż sobie zaplanowałem.

A książek drukowanych? Zero.

Zerkam więc na swoją listę literackich zdobyczy i zastanawiam się, jak do tego doszło. Uśmiecham się przez łzy i obiecuję poprawę. Już dzisiaj zaczynam czytać długo odkładaną biografię Jerzego Nowosielskiego (drukowana!), a zaraz potem biorę się za Nie mamy pojęcia (drukowana!).

Znowu poczuję ciężar słowa pisanego w jego tradycyjnej postaci i będę mógł szczerze powiedzieć, że czytam książki. Wyłączę komputer, odłożę przeklętego smartfona i ułożę wygodnie ciało w swoim fotelu.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej bloga o sztuce.

Autor: Wojciech Zieliński

Wojciech ZielińskiSpędzam sporo czasu na czytaniu o filozofii i psychologii, choć w rzeczywistości po prostu szukam pretekstu, żeby uniknąć zmywania kubków po kawie.

Zawsze chciałem pisać o rzeczach poruszających mnie osobiście. Największą frajdę mam wtedy, gdy mogę zgłębić jakiś fascynujący temat. Zwłaszcza że trzeba się nieźle napracować, by dojść do czegoś sensownego. A kiedy już dochodzę (tylko bez skojarzeń), chętnie dzielę się tym w Internecie. Z nadzieją, że komuś moje słowa pomogą...

Ta strona została znaleziona m. in. przez następujące frazy: poziom czytelnictwa w polsce, poziom czytelnictwa, raport o czytelnictwie, czytelnictwo w polsce, czytanie książek, ile książek przeczytałeś w życiu, ile książek czytają polacy, ile książek czytacie w ciągu roku.