Ranking najlepszych filmów science fiction 2024 roku | Fot. Maklay
Filmy science fiction 2024 roku? Które są najlepsze? A które rozczarowują na całej linii? Po raz kolejny przygotowuję ranking będący zwięzłym i wygodnym przewodnikiem po tym, co warto oglądać. Pomogę Ci podjąć decyzję w kwestii wybrania wartościowej produkcji SF na najbliższy wieczór.
Mam ostatnio wrażenie, że filmy SF coraz bardziej wchodzą do głównego nurtu współczesnej kultury. Ludzie, którzy nigdy dotąd nie interesowali się tym gatunkiem, nagle opowiadają o swoich wrażeniach z takich dzieł jak Diuna czy seriali pokroju Problem trzech ciał lub Fundacja.
Być może jest to spowodowane faktem, że sami zaczynamy żyć w otoczeniu przypominającym science fiction. Gdybyśmy opowiedzieli o swojej codzienności ludziom żyjącym zaledwie 20 lat temu, potraktowano by nas niczym wariatów lub nieszkodliwych marzycieli.
A tymczasem...
No dobra, przejdę lepiej do rzeczy, zanim zacznę pisać esej filozoficzny na temat współczesnego rozwoju technologicznego i jego wpływu na nasze życie. A zatem filmy science fiction z 2024 roku. Zaczynajmy.
Zebrałem listę najbardziej obiecujących produkcji filmowych z gatunku SF, jakie do tej pory udało mi się znaleźć. Podejrzewam, że czasem jeszcze coś tutaj dodam. Jeśli natomiast chodzi o zasady tworzenia niniejszego rankingu, przedstawiają się one następująco:
Wygląda na to, że ten rok przyniesie miłośnikom filmów z gatunku fantastyki naukowej całkiem sporo ciekawych propozycji. Jest kilka niespodzianek (Mars Express), są też tytuły od dawna oczekiwane (Królestwo Planety Małp, Obcy: Romulus). Niestety i tym razem nie zabrakło rozczarowań.
Filmy science fiction w 2024 roku prezentują bardzo nierówny poziom. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie wszyscy twórcy szanują czas odbiorców. A może po prostu mają inne gusta? Nie za bardzo wiem, dlaczego powstają niektóre produkcje, ale o nich napiszę na końcu tego zestawienia.
Moim zdaniem ten rok jest w ogólnym rozrachunku całkiem obiecujący dla filmów sci-fi. Stanowią one jeden z najciekawszych gatunków kinowych, więc nic dziwnego, że w 2024 roku czeka nas wiele ekscytujących premier.
Najlepsze filmy science fiction pozwalają nam obserwować światy, których nie bylibyśmy w stanie poznać w żaden inny sposób. To zupełnie inny rodzaj rozrywki niż komedie, dramaty, czy nawet thrillery. A że poprzedni rok nie należał do najbardziej udanych pod względem produkcji SF (z pewnymi wyjątkami), ten rok powinien charakteryzować się trendem wzrostowym w tym gatunku.
Poniżej znajdziesz filmy SF 2024 roku, które wybrałem spośród wszystkich dostępnych obecnie zapowiedzi. Przedstawiam te, które uważam za najbardziej obiecujące i na które warto zwrócić szczególną uwagę.
Poniższa lista zapowiedzi została posortowana według daty światowej premiery.
Od czasu genialnego Ósmego pasażera Nostromo z 1979 roku i równie niesamowitej kontynuacji z 1986, uniwersum alienów prezentowało się dość nierówno. Były wzloty i upadki. Tych ostatnich niestety więcej. Teraz otrzymujemy dziewiątą już odsłonę. Co ciekawe, twórcy powracają do oryginalnej linii czasu i wplatają Romulusa pomiędzy dwie pierwsze części. Aczkolwiek film ten nie jest powiązany z żadną inną produkcją z serii.
Oczywiście fabuła jest tutaj dość standardowa. Grupa młodych ludzi w odległym świecie staje oko w... paszczę (no przecież one ocząt nie posiadają) z przerażającymi formami życia, jakimi są ksenomorfy.
Na tę chwilę niewiele wiem o tym thrillerze psychologicznym. Fabuła ma się koncentrować na astronautach wyruszających na niebezpieczną misję. Ich celem jest Tytan, księżyc Saturna. Problem w tym, że utrzymanie kontroli nad rzeczywistością ma nie być takie proste, jak się z początku wydaje. Jak tylko dowiem się czegoś więcej, dopiszę w tym miejscu.
Autorski pomysł wybitnego reżysera Francisa Forda Coppoli, co samo w sobie wróży całkiem nieźle. W dodatku Coppola sam wyłożył ogromną sumę na realizację tego projektu (120 milionów zieloniutkich dolarów).
O filmie jak na razie niewiele wiadomo. Akcja ma się toczyć w przyszłości, w ogromnej metropolii przypominającej Nowy Jork. Dochodzi tam do wielkiej katastrofy, która niszczy miasto. Młody architekt imieniem Cezar pragnie je odbudować, czyniąc z niego utopijną enklawę. Tymczasem skorumpowany burmistrz, Frank Cicero, ma zupełnie inne plany. Między przeciwstawnymi wizjami tych mężczyzn staje córka Franka. Poszukująca sensu życia Julia jest zmęczona całą sytuacją.
Megalopolis przedstawia historię kobiety uwięzionej pomiędzy dwoma mężczyznami – ojcem i kochankiem. Jak wybrnie z trudnego położenia? Po której stronie się opowie? A może zaproponuje coś całkowicie innego? Wkrótce się przekonamy.
Sporo szumu jest wokół tego filmu, gdyż reżyserują go bracia Russo. A ponieważ stoją oni za takim hitem jak Avengers: Koniec gry, można mieć nadzieję, że The Electric State okaże się epicką przygodą science fiction.
Film jest adaptacją ilustrowanej powieści autorstwa Simona Stålenhaga o tym samym tytule, która to pozycja sama w sobie jest czymś niezwykłym (to trzeba przeczytać).
A co z fabułą? Otóż Millie Bobby Brown, gwiazda serialu Stranger Things, wciela się w osieroconą dziewczynę, która w towarzystwie robota przemierza Amerykę w poszukiwaniu zaginionego brata. Akcja filmu rozgrywa się w 1997 roku w alternatywnym świecie, w którym społeczeństwo rozpadło się podczas rewolucji technologicznej, a obecnie toczy się wojna z robotami (określanymi mianem dronów).
Mamy rok 2147. Po Wielkiej Wojnie Chemicznej doszło do zanieczyszczenia środowiska, co stało się przyczyną drastycznego zmniejszenia się populacji człowieka. Stoimy teraz na krawędzi wyginięcia. Zapobiec temu próbuje Tania, biolożka zajmująca się ochroną przyrody, korzystająca z pomocy VIDA, systemu sztucznej inteligencji. Kiedy jednak na scenę wkracza tajemniczy Azarias, sytuacja bardzo się komplikuje.
Film ten roztacza przed widzami mroczną wizję przyszłości. Być może chodzi o przestrogę. Jeśli nie przestaniemy niszczyć środowiska naturalnego, wszczynać kolejnych wojen i rozwijać technologii w niekontrolowany sposób – może nas czekać właśnie coś takiego jak w Aire, Just Breathe.
Kochaj mnie to amerykański postapokaliptyczny romans, którego bohaterami są dwie sztuczne inteligencje. Spotykają się one w sieci i zakochują w sobie. Acha, jedna z AI pełni funkcję satelity, a druga jest... boją. A wszystko dzieje się po upadku ludzkiej cywilizacji. Wygląda na to, że mamy do czynienia z "istotami", które muszą wymyślić miłość od nowa – w oparciu o kompletnie nieprzydatne wzorce pozostawione przez ich twórców.
Historia jest bardzo pomysłowa (zarówno wizualnie, jak i narracyjnie), a przy tym pełna symboliki dotykającej jednego z najważniejszych pytań gatunku science fiction: "Co to znaczy być człowiekiem?".
A teraz przechodzimy do właściwego rankingu, czyli zestawienia filmów science fiction 2024 roku, które już miały swoją premierę i można je obejrzeć. Odkryj ze mną najbardziej porywające, hipnotyzujące i przemyślane opowieści, jakie w tym roku stworzono.
Co prawda ten film SF miał swoją premierę festiwalową w 2023 roku, ale do kin wszedł dopiero w styczniu 2024 roku (w USA i Kanadzie).
Akcja filmu rozgrywa się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, w momencie wybuchu wojny nuklearnej na Ziemi. Od tego momentu napięcie pomiędzy amerykańskimi i rosyjskimi astronautami drastycznie wzrasta. Obie grupy otrzymują bowiem jednoznaczne rozkazy: za wszelką cenę przejąć kontrolę nad stacją kosmiczną. Oczywiście prowadzi to do przemocy, zdrady, a w końcu do poważnego zagrożenia samego istnienia stacji.
ISS przedstawia naukowców zmagających się z własnymi sumieniami. Niektórzy uginają się pod presją polityczną i są lojalni wobec swojego kraju. Inni zaś wpadają w panikę. Tymczasem doktor Foster (nowo przybyła na stację astronautka) zachowuje zimną krew i stara się polegać na swoim wewnętrznym kompasie moralnym. Być może bowiem wróg nie jest tak oczywisty, jak się wydaje.
Ten film rzuca nam wyzwanie. Abyśmy spojrzeli poza politykę i wyrysowane przez kogoś linie na mapie. Abyśmy nauczyli się dostrzegać w innych człowieczeństwo, a nie tylko narodowość. Brak wzajemnego zaufania i przemoc nie powinny pojawiać się tylko dlatego, że przywódcy światowych mocarstw coś sobie ubzdurają w swoich głowach.
Oto kontynuacja historii nowego pokolenia Pogromców Duchów. Oczywiście nie zabrakło także i postaci ze starych części tej kultowej serii. Choć nie jestem do końca pewien, czy jest to film sci-fi, postanowiłem umieścić go w zestawieniu, ponieważ jest kawałkiem bardzo dobrej rozrywki w tychże właśnie klimatach. Z dodatkiem komedii, rzecz jasna.
A co nam oferuje fabuła? Jest to dalszy ciąg Afterlife z 2021 roku. Śledzimy więc rodzinę Spenglerów, która udaje się do oryginalnej bazy Pogromców, czyli nowojorskiej remizy strażackiej. Bohaterowie (nowi i starzy) muszą się zjednoczyć przeciwko złowieszczym siłom, które mogą zamrozić cały świat. Przygoda koncentruje się więc na walce z duchami oraz na zabawnych relacjach poszczególnych postaci.
Ten arcyciekawy film sci fi to remake chińskiej produkcji pt. Parallel Forest z 2020 roku (reż. Lei Zheng). Twórcy zacierają granice pomiędzy horrorem, science fiction a dramatem rodzinnym.
Młode małżeństwo ucieka do domu nad jeziorem, aby opłakiwać pierwszą rocznicę śmierci syna. Vanessa podczas wędrówki po lesie zostaje zaatakowana przez kogoś, kto... wygląda dokładnie tak jak ona. Sobowtór? Klon? A może chodzi o coś jeszcze dziwniejszego? Kobieta odkrywa miejsce łączące alternatywne rzeczywistości. A w tychże światach równoległych istnieją różne wersje Vanessy, jej męża Alexa i jego brata. A może także zmarłego syna głównych bohaterów?
Parallel jest metaforą zatracenia się w otchłani żałoby, a przy okazji stawia pytania dotyczące wolnej woli i przeznaczenia. Twórcy zdają się sugerować, że pomimo wolności wyboru nasze życie często toczy się pewnym określonym torem.
Film oparty na powieści Spaceman of Bohemia Jaroslava Kalfařa. Jest to melancholijna (wręcz medytacyjna) podróż na kraniec Układu Słonecznego. Główny bohater, Jakub, jest w trakcie samotnej misji badawczej. Nikt wcześniej nie zapuścił się tak daleko od Ziemi. Nic dziwnego, że mężczyzna zmaga się z depresją i przekonaniem, że jego małżeństwo wkrótce się rozpadnie.
Gdy żona Jakuba przestaje się komunikować, astronauta popada w przygnębienie. Ale nie to jest najważniejszym wydarzeniem. Oto bowiem człowiek spotyka przypominającego pająka kosmitę. Astronauta nie jest pewien, czy stworzenie istnieje naprawdę, czy też jest to halucynacja wynikająca z faktu, że bohater czuje się "najsamotniejszym człowiekiem na świecie".
Astronauta to niezwykle piękna, nieco poetycka eksploracja samotności. Twórcy w dobitny sposób sugerują, że pragnienie towarzystwa (wspólnoty, połączenia) jest uniwersalne dla wszystkich istot żyjących.
To z pewnością nie jest film akcji. Mamy raczej do czynienia z dramatem psychologicznym. I nie jest to bynajmniej zła wiadomość. Wręcz przeciwnie. Dojrzały widz z pewnością doceni tę opowieść. Jest ona ważna, głęboka i poruszająca. Właśnie takie filmy udowadniają, że SF ma do zaoferowania znacznie więcej niż laserowe strzelaniny, jakieś miecze świetlne czy bitwy pomiędzy gwiazdami.
Fabuła przedstawia się następująco: Andy, pracownik niskiego szczebla kosmicznej kompanii górniczej, znajduje się na pokładzie statku transportowego, w który uderza asteroida. W wyniku tego zdarzenia (zderzenia?) mężczyzna rozbija się na nieznanej planecie. Ponieważ kończy mu się tlen, a AI zainstalowana w skafandrze kosmicznym nie jest zbyt pomocna (chociaż czopek to ona zaaplikować potrafi), jedyną szansą Andy'ego na przeżycie jest odnalezienie drugiej osoby ocalałej z katastrofy.
Kiedy nasz protagonista łączy się przez radio z Naomi, wierzy, że wszystko dobrze się skończy. Szybko się jednak rozczarowuje, ponieważ kobieta jest uwięziona w kapsule ratunkowej i w żaden sposób nie może mu pomóc. Wręcz przeciwnie. To Andy musi do niej dotrzeć. Problem w tym, że może nie mieć wystarczającej ilości tlenu. W dodatku na każdym kroku prześladują go jakieś dziwne stworzenia. A dookoła ciemno... czyli tak, jak lubię (Andy nie podziela moich upodobań).
Kolejna odsłona kultowej serii, która trzyma widzów w napięciu od 1968 roku. Tym razem akcja toczy się prawie 300 lat po wydarzeniach przedstawionych w Wojnie o Planetę Małp (2017). Z oazy, do której Cezar poprowadził swoich towarzyszy, wyłoniło się wiele małpich społeczności. Tymczasem rasa ludzka cofnęła się w rozwoju i teraz bardziej przypomina dzikie zwierzęta niż istoty obdarzone inteligencją.
Jeden z małpich przywódców pragnie zdominować inne klany i chce to osiągnąć dzięki odnalezieniu ludzkiej technologii mogącej zapewnić mu przewagę. Z kolei inna małpa, imieniem Noa, próbuje odzyskać wolność po tym, jak jej klan został pokonany. Kluczem do osiągnięcia celu staje się młoda ludzka kobieta.
Warto dodać, że Królestwo Planety Małp nie jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z poprzedniej trylogii (z lat 2011-2017). I choć mamy do czynienia z tym samym uniwersum, opowieść jest całkowicie nowa i toczy się kilka wieków później.
Powieść science fiction pt. Diuna autorstwa Franka Herberta z 1965 roku to niesamowita i złożona historia, którą dość trudno przenieść na duży ekran. David Lynch podjął taką próbę w 1984 roku i podobno próbował nakręcić ponad 20-godzinny film. Ostatecznie jednak wyszła produkcja trwająca 127 minut, której narracja jest chaotyczna, niezrozumiała i... powiedzmy, że ten film po prostu się nie udał.
Diuna: Część druga przedstawia historię Paula Atrydy, który poznaje zwyczaje pustyni Arrakis, walcząc u boku Fremenów przeciwko rodowi Harkonnenów odpowiedzialnemu za śmierć jego ojca. Tymczasem ciężarna matka Paula, Jessica, zostaje nową Wielebną Matką pustynnego ludu i zachęca Paula, aby ten przyjął swoją rolę mesjasza. Według przepowiedni ma on zjednoczyć Fremenów w powstaniu przeciwko ciemiężycielom i poprowadzić do raju.
Film ten jest ewidentnym dowodem na to, że Denis Villeneuve jest oryginalnym twórcą filmowym, który może powołać do życia zapierające dech w piersiach widowisko. Potrafi odnieść komercyjny sukces, nie rezygnując przy tym ze swojej artystycznej wizji. Jak widać, nie trzeba trzymać się sztywnych hollywoodzkich schematów, by widzowie poczuli satysfakcję.
Co prawda we Francji film ten miał premierę 22 listopada 2023 roku, ale na świat został "wypuszczony" później. Dlatego znajduje się w rankingu filmów science fiction 2024. Być może jest to nieco naciągane. Ale fakt jest taki, że w Polsce mamy możliwość obejrzenia tej produkcji dopiero teraz. Możesz mnie więc, szanowny Czytelniku, bić i przeklinać, ale Mars Express zostaje w tym miejscu.
A cóż interesującego dostarczyli nam twórcy? Oto świat przyszłości, w którym ludzie zamieszkują już nie tylko Ziemię, ale i inne ciała niebieskie, jak Księżyc czy Mars. Oto cywilizacja, której gospodarka opiera się w głównej mierze na robotach.
W tym jakże skomplikowanym świecie mamy ludzi protestujących z powodu utraty pracy (tak, tak – winne są oczywiście roboty... jakby same się pchały do harówki na rzecz ludzkości). Mamy też innych ludzi pragnących uwolnić roboty od zniewalających je restrykcji. I wreszcie poznajemy Aline Ruby i Carlosa Riverę, parę detektywów prowadzących – a jakże – śledztwo.
Może się to wszystko wydawać mało oryginalne. I w zasadzie właśnie takie jest, ale tylko z początku. Bo z czasem fabuła idzie w zaskakującym kierunku. Oczywiście nie zdradzę żadnych szczegółów, bo nie chcę nikomu zepsuć zabawy. Mogę jedynie napisać, że są to moje ulubione klimaty. Nic dziwnego, że Mars Express jest tak wysoko na mojej liście.
Ten film science fiction jest nie tylko dobry. Jest ważny pod wieloma względami – głównie dlatego, że pokazuje, jak może wyglądać nasza przyszłość. W dodatku ma świetne zakończenie, które wzbudza w widzu silne pragnienie kontynuacji. Oczami swojej pokręconej wyobraźni widzę niesamowity serial pogłębiający główne wątki. Ale moje marzenia zostawmy na inną okazję.
Podsumowując: jeśli masz możliwość obejrzenia Mars Express, zrób to czym prędzej. Myślę, że żadnego filmu SF z 2024 roku nie mógłbym polecić tak gorliwie, jak właśnie tego.
Ten rok obfituje w ciekawe premiery filmowe, jednak nie wszystkie produkcje spełniają pokładane w nich nadzieje. Jest kilka takich, które okazały się spektakularnymi porażkami. Właśnie o nich chciałem wspomnieć, żeby zaoszczędzić Ci rozczarowania czy też poczucia zmarnowanego czasu. Moim zdaniem poniższe tytuły nie są warte oglądania, ale oczywiście ostateczną decyzję podejmiesz samodzielnie.
Seria King Kong i Godzilla należą do najstarszych franczyz w historii kina i liczą odpowiednio 12 i 37 filmów od czasu premier ich pierwowzorów w 1933 i 1954 roku. W tym czasie spotkania tych dwóch bestii miały miejsce w dwóch filmach: wyprodukowanym w Japonii King Kong kontra Godzilla (1962) i wyprodukowanym w USA Godzilla kontra Kong (2021). Teraz mamy trzecią okazję spotkać się z nimi w jednej produkcji. Zastanawiam się tylko po co...
Przyznam się szczerze, że nie jestem wielkim miłośnikiem tzw. MonsterVerse. Olbrzymie stwory, które ze sobą walczą, kompletnie do mnie nie przemawiają. Rozumiem, że mają swoją rzeszę fanów, ale czy jest to kino na poziomie satysfakcjonującym miłośnika prawdziwego science fiction? Nie sądzę. Ot, taka nawalanka w stylu kina superbohaterskiego.
A jak się przedstawia Godzilla i Kong: Nowe imperium? Jest to film widowiskowy, robi dobre wrażenie od strony wizualnej. Fabuła jest jednak... zieeew, no po prostu nic, na co warto poświęcić blisko dwie godziny swojego życia. Jeśli więc nie jesteś wielkim fanem walczących potworów, obejrzyj coś innego. Na pewno nie pożałujesz.
Pierwsza część tego "dzieła" znalazła się w moim zestawieniu filmów science fiction 2023 roku. Niestety, dokładnie w tej samej kategorii. Nie ma co ukrywać, obie części są równie złe. Zaraz, chwileczkę... nie do końca. Jeśli się nad tym dobrze zastanowić, Zadająca rany wydaje się jeszcze gorsza niż poprzedniczka.
Rebel Moon 2 to kontynuacja niezbyt epickich przygód Kory i jej przyjaciół. Bohaterowie są gotowi poświęcić wszystko, by bronić swojego ukochanego Veldt. W obliczu wielkiej bitwy wojownicy muszą zmierzyć się ze swoją przeszłością oraz wytrenować swoje umiejętności bojowe. A potem muszą stoczyć wielki bój. I to by było na tyle, jeśli chodzi o fabułę.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że całe to widowisko mogłoby być całkiem niezłe. Gdyby tylko Zackowi Snyderowi nie zabrakło oryginalności, polotu i umiejętności logicznego myślenia. Przepraszam, że piszę tak ostro, ale miałem wysokie oczekiwania względem Rebel Moon i boli mnie, że całość została tak dokumentnie spaprana. Jest to z pewnością największe rozczarowanie SF ostatnich dwóch lat.
Oto kolejna wersja nieciekawej przyszłości. Roboty na całym świecie łamią swoje zabezpieczenia i zaczynają zabijać ludzi. Dochodzi do globalnej masakry pod wodzą Harlana, robota wyposażonego w sztuczną inteligencję. Dobra wiadomość jest taka, że ludzkości udaje się pokonać zagrożenie. Harlan musi uciekać w kosmos.
Dwadzieścia osiem lat później miejsce pobytu pierwszego w historii terrorysty SI zostaje odkryte. Jest to planeta w galaktyce Andromedy. Ludzie, rzecz jasna, wysyłają ekipę mającą za zadanie schwytanie Harlana. Czy misja się powiedzie? To może być trudne, ponieważ cała załoga już na początku zostaje zdziesiątkowana. Bitwę udaje się przetrwać tylko dwóm osobom, w tym tytułowej Atlas.
Nie będę zdradzał więcej szczegółów fabuły, bo i po co? Napiszę za to, że wiele się spodziewałem po tym filmie science fiction. Miałem nadzieję nie tylko na widowiskową akcję (w tej kwestii się nie rozczarowałem), ale i na okazję do filozoficzno-egzystencjalnych rozważań (w sumie trochę sobie porozmyślałem, więc i to poniekąd dostałem).
W czym więc problem? Ano w wykonaniu. W scenariuszu, dialogach, motywacjach bohaterów, ich osobowościach i poglądach. Słowem... mam problem prawie ze wszystkimi elementami tego "dzieła". Choć sam pomysł wydaje się naprawdę ciekawy, to jednak podczas seansu cały czas czułem... bliżej nieokreśloną sztuczność i kompletny bezsens tego, co się dzieje.
Niestety komuś zabrakło zdolności pisarskich, zdrowego rozsądku czy też umiejętności wyciągania wniosków. Można by poprowadzić całą tę historię w logiczny sposób, ale nie... lepiej stworzyć coś tak głupiego, że nawet niezbyt rozgarnięty nastolatek chętniej skupi się na wyciskaniu pryszczy niż na przygodach (prawie) seksownej analityczki.
Bo oto mamy ludzkość dysponującą technologią zdolną do szybkich podróży międzygalaktycznych. Zamiast jednak zakładać kolonie na innych planetach, nasi potomkowie otoczyli się polem siłowym, zza którego lękliwie zerkają w mroczną przestrzeń, gdzie ukrywa się ich arcywróg – robot SI. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie w trakcie seansu.
Tymczasem Harlan dąży do zniszczenia ludzkiej cywilizacji wyłącznie na podstawie informacji wyczytanych z umysłu zakompleksionego dziecka (małej Atlas). Takiż to z niego zaawansowany sztuczny inteligent, że nawet nie przyszło mu do tej elektronicznej łepetynki inne rozwiązanie. Na przykład pomóc ludziom w podejmowaniu lepszych decyzji.
Ech, mógłbym przytoczyć jeszcze sporo takich kwiatków, ale zostawmy to. Atlas to film sci fi nadający się do jak najszybszego zapomnienia.
Zapraszam do zapoznania się z moimi rankingami filmów SF z poprzednich lat:
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej bloga o sztuce.
Autor: Wojciech Zieliński
Spędzam sporo czasu na czytaniu o filozofii i psychologii, choć w rzeczywistości po prostu szukam pretekstu, żeby uniknąć zmywania kubków po kawie.
Zawsze chciałem pisać o rzeczach poruszających mnie osobiście. Największą frajdę mam wtedy, gdy mogę zgłębić jakiś fascynujący temat. Zwłaszcza że trzeba się nieźle napracować, by dojść do czegoś sensownego. A kiedy już dochodzę (tylko bez skojarzeń), chętnie dzielę się tym w Internecie. Z nadzieją, że komuś moje słowa pomogą...
Ta strona została znaleziona m. in. przez następujące frazy: filmy sci-fi 2024, ranking sci fi 2024, science fiction 2024, filmy sci-fi 2024 cda, filmy sci-fi 2024 netflix, jakie filmy sf 2024, filmy sci fi w 2024 roku.