Yans. Wydanie zbiorcze – recenzja | Fot. Okładki komiksów
Yans. Wydanie zbiorcze – komiks ten stanowi fundament mojej miłości do science fiction. Gdy czytałem go w młodości (a dokładniej albumy 1-5), byłem wręcz oczarowany. To ostatnie słowo jest odpowiednie i wkurzające zarazem, jeśli chodzi o moje relacje z tą serią komiksową. W dalszej części wyjaśnię, dlaczego tak jest.
Nie ukrywam, że Yansa darzę ogromnym sentymentem. Obok Funky Kovala i Wiecznej wojny bardzo długo stawiałem ten tytuł na podium najlepszych komiksów europejskich (a może i światowych?). Tak mocno wbił się w moją dorastającą duszę, że przez lata wracałem do niego wielokrotnie, marząc o odległej przyszłości w mistrzowskiej stylistyce Grzegorza Rosińskiego.
Można śmiało powiedzieć, że Yans stanowi bardzo ważny element mojej życiowej historii. Przez lata towarzyszył mojemu mentalnemu rozwojowi, toczącemu się w cieniu fascynacji literaturą i sztuką science fiction.
Mimo to, jako dorosły człowiek, mam dosyć ambiwalentny stosunek do Yansa, co wydanie zbiorcze jego przygód bardzo wyraźnie uwypukliło. W tej recenzji postaram się wszystko wyjaśnić... I przyznam, że trochę się boję kolejnych zdań, które za chwilę wypłyną spod mojej klawiatury.
Fabuła serii rozpoczyna się w roku 2027. Tak, wiem. To bardzo blisko. Na szczęście, przyglądając się obecnym wydarzeniom na świecie, raczej nie musimy się obawiać podobnego jak w komiksie obrotu spraw. Przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.
A jak to wygląda u Duchâteau? Otóż ludzkość żyje stłoczona w ostatnim mieście na Ziemi (nazywane jest po prostu Miastem – nie ma sensu komplikować sobie życia). Oczywiście poza Miastem także żyją ludzie. To Zewnętrzni, którzy są wyrzutkami lub buntownikami i bardziej cenią wolność niż miejską wygodę.
Reszta planety przedstawia się nader nieprzyjemnie: lodowe pustkowia (zwane Strefą), które ciągną się aż po horyzont. Zimno, mroczno i głodnie, bo i zwierzyny niewiele. O polach uprawnych nawet nie wspominając.
Świat przyjął tak smutne oblicze w wyniku wojny nuklearnej, co było bardzo popularnym motywem w czasach, gdy rodził się komiks (pierwsza opowieść o Yansie powstała pod koniec lat 70. XX wieku, a debiutowała w 1980 roku).
W takich oto zimno-mrocznych okolicznościach przyrody pojawia się tajemniczy mężczyzna z zanikiem pamięci. Przemierza pustkowie w lichym wdzianku i powtarza w kółko swoje imię: Yans.
Główny bohater bardzo szybko wpada w tarapaty. Próbując się z nich jakoś wykaraskać, z czasem zaczyna sobie przypominać, kim jest. Okazuje się, że pochodzi z przyszłości. A dokładniej z 2061 roku, gdzie pracuje jako agent służb czasoprzestrzennych.
Odzyskanie przez Yansa wspomnień nie pomaga niestety w rozwiązaniu jego problemów. Pojawiają się kolejne przeszkody, wrogowie oraz wydarzenia – wszystko to zdaje się zniewalać bohatera, uniemożliwiając mu samodzielne decydowanie o swoim losie.
Yans, zgodnie z tytułem drugiego albumu, jest Więźniem Wieczności.
Czyż po takim wstępie można się oprzeć wejściu w świat zaprojektowany przez André-Paula Duchâteau? Cóż, ja z pewnością nie byłbym w stanie.
Trzymając w dłoniach pierwszy tom wydania zbiorczego Yansa, można się wzruszyć. Miłośnicy komiksów z mojego pokolenia doskonale znają to uczucie. Większość z nich z nostalgią wspomina kultową opowieść o agencie czasoprzestrzennym, upatrując w niej jeden z najważniejszych tytułów komiksowej science fiction.
Tym właśnie są dla mnie albumy zebrane w pierwszym tomie wydania zbiorczego. Początkiem przygody z bardziej dorosłym komiksem. I to w dodatku SF, czyli moim ulubionym gatunkiem popkulturowym.
Yansy zebrane w tym tomie to dla mnie kwintesencja europejskiego komiksu. Dzieła ze wszech miar kultowe, zajmujące ważne miejsce w historii sztuki sekwencyjnej naszego kontynentu. Bez skrupułów mogę uznać, że są to historie zasługujące na miejsce w rankingu najlepszych komiksów europejskich (kliknij, żeby sprawdzić, na którym miejscu znalazł się Yans).
Pierwszy tom wydania zbiorczego można traktować jako pewną wyodrębnioną całość. Opowieść kończy się w idealnym momencie – takim, który z powodzeniem mógłby zostać uznany za kulminację całej komiksowej serii. I przyznaję, że właśnie w taki sposób go traktuję. Według mnie przygody Yansa można by z powodzeniem w tym miejscu zakończyć. Co zapewne wyszłoby serii na dobre...
Zawartość pierwszego tomu Yansa:
Teraz zaczynają się schody. Niestety, nie prowadzą do nieba. Raczej zakręcają w dziwaczny sposób, żeby uwięzić nas na tym padole łez zwanym "światem przedstawionym".
Począwszy od piątego albumu serii (Prawo Ardelii), przygody agenta czasoprzestrzennego skręcają niebezpiecznie w kierunku fantasy. To już nie jest pełnoprawne science fiction. Fabuła staje się o wiele bardziej magiczna niż naukowa.
Wyraźnie widać, że Duchâteau popuścił (za mocno?) wodze fantazji. Co prawda, od samego początku nie trzymał się ściśle naukowych zasad, ale z każdą kolejną przygodą zbaczał w kierunku historii spod znaku miecza i magii. Coraz mniej mamy więc tutaj rekwizytów SF, a coraz więcej fantasy.
Nie zrozum mnie źle. Nie mam nic przeciwko fantasy. Chętnie czytuję tego typu powieści, choć nie tak ochoczo jak science fiction. Jednak w przypadku Yansa czułem coraz większą irytację. Powtarzałem sobie w myślach: to nie jest komiks, który powinien rozwijać się w tym kierunku.
Niesamowita atmosfera poprzedniego tomu nagle wyparowała i została zastąpiona mało ekscytującymi przygodami, które jedynie podnosiły mi ciśnienie. Wcześniej czułem przejmującą pustkę i poczucie egzystencjalnej beznadziei (co uwielbiam). Teraz miałem przed oczyma magów, szlacheckie rody oraz dworskie intrygi, dodatkowo podlane pojedynkami z powodu urażonego honoru.
Niewiele zostało z dusznej atmosfery ucieczki przed adwersarzami, wrażenia braku wyjścia z sytuacji czy filozoficznej zadumy nad ludzką naturą. Zamiast tego dostałem zwyczajną przygodówkę przebraną w ciuszki mojej ukochanej serii komiksowej.
Czar prysł. Paradoksalnie właśnie z powodu coraz większej magiczności przedstawianej przez autorów historii.
Zawartość drugiego tomu Yansa:
Ostatni zbiorczy tom Yansa to kolekcja dziwactw. Jedno goni drugie, a oba prześcigają trzecie. Czytelnik przeżywa (przeżuwa?) tutaj przygodę iście surrealistyczną – następujące po sobie wydarzenia oraz reakcje bohaterów przyprawiają o zawrót głowy. I nie jest to bynajmniej pochwała z mojej strony.
Aby czerpać przyjemność z lektury, czytelnik powinien zmienić swoje nastawienie i oczekiwania (zresztą niech najlepiej zrobi to już na początku drugiego tomu zbiorczego). Zamiast liczyć na opowieść science fiction, niech podejdzie do Yansa jak do fantasy. W ten sposób zaoszczędzi sobie sporo nerwów i rozczarowania.
Szkoda, że ja tak nie zrobiłem. Może niniejsza recenzja nie byłaby tak krytyczna.
Przygody Yansa (który już od dawna nie jest agentem służb czasoprzestrzennych) nie przedstawiają się całkowicie źle. Może i fabuła jest często naciągana czy nielogiczna, bohaterowie podejmują głupie decyzje, a świat coraz bardziej dryfuje w stronę bezsensu – ale mimo to czytelnik jest w stanie dobrze się bawić. Pod warunkiem, że traktuje komiks z odpowiednim dystansem.
Zawartość trzeciego tomu Yansa:
Płaczę nad losem Yansa. Bynajmniej nie dlatego, że jego życie jest trudne. Dlatego, że Duchâteau poszedł ze scenariuszem w niewłaściwym kierunku. Zamiast wykreować wspaniałą opowieść science fiction (jaką Yans był w początkowych albumach), zabłądził w okolicach magicznej opowiastki dla nieopierzonych nastolatków.
Płaczę nad losem Yansa, bo w młodości wyobrażałem sobie przygody agenta czasoprzestrzennego i były one o wiele ciekawsze od tego, co teraz czytam w drugim i trzecim tomie wydania zbiorczego. Wszystko mogło być tak piękne. A wyszła kupa [1].
Płaczę... no dobra, może już przestanę wylewać łzy. Przecież zmienić komiksu nie mogę. Zamiast tego zastosuję swoją wcześniejszą radę – o odpowiednim podejściu do poszczególnych przygód Yansa.
W tym duchu mogę stwierdzić jedno: Yans to komiks, który z pewnością warto poznać. Nawet jeśli część opowieści rozczarowuje fabularnie, to pod względem graficznym przez cały czas mamy do czynienia z wartościowym dziełem sztuki sekwencyjnej.
Zarówno Grzegorz Rosiński, jak i Zbigniew Kasprzak wykonali świetną robotę. Dostarczyli czytelnikom estetycznych wrażeń, które na długo pozostaną w pamięci. Chociażby za to należą się twórcom podziękowania, a komiksowi miejsce na półce każdego prawdziwego kolekcjonera.
Nie ukrywam, że bardzo bym chciał napisać przychylniejszą recenzję. Yans stanowi ważny element komiksowej historii mojego życia.
Niestety, tylko pierwszy tom wydania zbiorczego (czyli albumy 1-4) jest, w moim odczuciu, naprawdę dobry. Choć ma pewne wady, stanowi doskonały przykład możliwości, jakimi dysponuje medium zwane komiksem.
Dalszy ciąg... no cóż, mogę polecić tylko zagorzałym fanom Yansa oraz kolekcjonerom, którzy chcą być w posiadaniu całej serii. Osobiście nie miałbym nic przeciwko ograniczeniu się do pierwszego tomu zbiorczego, ale to już indywidualna decyzja każdego odbiorcy.
Podejrzewam, że znajdą się i tacy, którym wszystkie przygody Yansa przypadną do gustu.
Na plus:
Na minus:
André-Paul Duchâteau (1925-2020) – belgijski pisarz i dziennikarz, autor powieści kryminalnych i scenarzysta komiksów. W latach 1976-1979 był redaktorem naczelnym magazynu komiksowego "Tintin". Znany jako autor komiksowego cyklu Ric Hochet, a w Polsce oczywiście znany dzięki Yansowi.
Grzegorz Rosiński (ur. 1941) – polski malarz i rysownik komiksowy znany przede wszystkim z kilku kultowych serii, takich jak Thorgal (1977-2018), Yans, Skarga Utraconych Ziem czy Zemsta hrabiego Skarbka. W Polsce jest twórcą podziwianym przez większość miłośników komiksu.
Zbigniew Kasprzak (ur. 1955) – polski rysownik komiksów. Od początku lat 90. XX wieku mieszka w Belgii, gdzie tworzy pod pseudonimem Kas. Jest współautorem serii komiksowych Yans oraz Halloween Blues.
Tytuł oryginału: Integrale Hans 1-3
Scenariusz: André-Paul Duchâteau
Ilustracje: Grzegorz Rosiński, Zbigniew Kasprzak (Kas)
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Le Lombard
Format: 234 x 312 mm
Liczba stron: 224 (tom 1), 216 (tom 2), 242 (tom 3)
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
ISBN-13: 9788328160019 (tom 1), 9788328160026 (tom 2), 9788328160033 (tom 3)
[1] Ja wiem, że takie słowo może się wydawać nie na miejscu. Ale jakiego mam użyć, żeby wyrazić rozczarowanie? Na usta cisną się o wiele gorsze wyrażenia, ale nie chcę ich publikować. Jeszcze mi ktoś zarzuci szerzenie nienawiści.
[2] Ze względu na dobre wychowanie ograniczę się do tego prymitywnego anglicyzmu. Jeśli nie wiesz, co to znaczy – zajrzyj do Google’a.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej bloga o sztuce.
Autor: Wojciech Zieliński
Spędzam sporo czasu na czytaniu o filozofii i psychologii, choć w rzeczywistości po prostu szukam pretekstu, żeby uniknąć zmywania kubków po kawie.
Zawsze chciałem pisać o rzeczach poruszających mnie osobiście. Największą frajdę mam wtedy, gdy mogę zgłębić jakiś fascynujący temat. Zwłaszcza że trzeba się nieźle napracować, by dojść do czegoś sensownego. A kiedy już dochodzę (tylko bez skojarzeń), chętnie dzielę się tym w Internecie. Z nadzieją, że komuś moje słowa pomogą...
Ta strona została znaleziona m. in. przez następujące frazy: yans, yans wydanie zbiorcze, yans komiks, yans egmont, yans wydanie zbiorcze tom 3, yans tom 3, yans wydanie zbiorcze tom 2, yans tom 2, yans wydanie zbiorcze tom 1, yans tom 1.